CIEKAWOSTKI Z SIECI

O tym jak góral ze Szczawnicy cyrk otworzył

Zapewne każdy za nas był chociaż raz w życiu w cyrku. Barwny namiot, wysypana trocinami arena, wokoło rzędy ławek. Podniebne akrobacje zaprzeczające prawu grawitacji, kolorowi klaunowie, zręczni żonglerzy, mniej lub bardziej egzotyczne zwierzęta. Migają kolorowe światła a w tle rozbrzmiewają dźwięki cyrkowej orkiestry. Magiczne przestawienie przyciąga uwagę publiczności, która oklaskuje perfekcyjnie przygotowany show. Każde przestawienie kiedyś się jednak kończy i kiedy ostatni syci wrażeń widzowie opuszczają cyrkowy namiot cyrkowcy  myślą już o kolejnym wypełnionych ciężką pracą dniu. Bo choć show trwa dwie godziny, przygotowania do niego zajmują znacznie więcej czasu i wiążą się z codziennym trudem i wysiłkiem. O blaskach i cieniach życia cyrkowców z właścicielami cyrku Safari państwem Elżbietą i Andrzejem Słowikami rozmawia Tatiana Biela.

Praca w cyrku to raczej niecodzienne zajęcie. W jaki sposób człowiek zostaje właścicielem cyrku?

Obydwoje z mężem pochodzimy z południa Polski, mąż ze Szczawnicy, ja z Gorlic. Przez  jedenaście sezonów pracowaliśmy w cyrku w Szwecji. I choć nie było nam tam źle, wciąż myśleliśmy o powrocie do Polski. Jesteśmy Polakami i uważaliśmy, że tutaj jest nasze miejsce i tutaj powinniśmy pracować. Dlatego składaliśmy grosz do grosza i za cenę dużych wyrzeczeń uzbieraliśmy kwotę potrzebną do założenia własnego cyrku. Wystartowaliśmy w 1993 roku i jako jedyny cyrk z Małopolski jesteśmy w trasie już od 26 lat. Można powiedzieć, że jesteśmy wizytówką Województwa Małopolskiego w branży cyrkowej.

Czy łatwo założyć cyrk?

Założyć cyrk nie jest trudno, ale trzeba mieć o nim pojęcie no i przede wszystkim odpowiedni zespół ludzi do pracy. Bo pracownicy cyrku to nie tylko sami artyści, ale także obsługa techniczna, opiekunowie zwierząt, kierowcy i konwojenci. Cyrk to prawdziwe przedsiębiorstwo w którym liczą się nie tylko akrobacje, ale także sprawny serwis i administracja bez których nie ma przedstawienia. Na szczęście mój mąż to człowiek z 35 letnim doświadczeniem, jeden z najlepszych budowniczych cyrku. Jak nikt inny zna się na swojej robocie, ciągle coś przerabia, udoskonala, można powiedzieć, że właściwie żyje cyrkiem.

A czy występujecie Państwo na arenie?
 
Mąż jest treserem koni i wciąż występuje, ale ja zajmuje się głównie administracją. Kiedyś pracowałam z psami, ale ze względu na stan zdrowia musiałam zrezygnować. Na brak pracy nie mogę jednak narzekać, ciągle jest coś do zrobienia, bo cyrk to właściwie całodobowa robota.

Jesteście w trasie już od 26 lat. A jak długo trwa przeciętny cyrkowy sezon? 

Zwykle od początku marca do października, chociaż dużo zależy od pogody. W ogóle dla cyrkowców pogoda to bardzo ważna sprawa. Chociaż nasz namiot spełnia wszystkie wymogi bezpieczeństwa, a sam cyrk jest ubezpieczony musimy uważać na pogodę, zwłaszcza ulewy i wichury. W 2007 roku zdarzyła nam się prawdziwa tragedia, trąba powietrzna zniszczyła cyrk i chociaż nikomu z publiczności nic się nie stało, to my straciliśmy wszystko. Znowu trzeba było zaczynać od początku. Dlatego zawsze sprawdzamy prognozy, a jeżeli zrywa się naprawdę silny wiatr zdarza nam się przerwać przedstawienie i zwrócić ludziom pieniądze za bilety. Bo przedstawienie przedstawieniem, ale bezpieczeństwo to podstawa.

A co się dzieje z cyrkiem poza sezonem?

Mamy swoją bazę w Gnojniku i tam też zimują nasze zwierzęta.

Czyli?

Mamy min. wielbłądy, lamy, alpaki, zebry, konie, kucyki, kozy, osiołki, psy, koty …

Prawdziwa menażeria. A jak radzą sobie w naszym klimacie zwierzęta 
egzotyczne?

Bardzo dobrze. Poza tym są pod stałą opieką weterynaryjną. Żeby zwierze mogło występować w cyrku musi mieć zaświadczenie od głównego lekarza weterynarii. Nasze zwierzęta są zdrowe i zadbane. Ich dieta zależy od pory roku. Można powiedzieć, że mają lepiej niż niejeden człowiek. Poza tym mamy pole na którym uprawiamy rośliny wykorzystywane na paszę dla zwierząt, a w trasie kupujemy żywność od rolników. A, no i opiekunowie zwierząt też mają odpowiednie przeszkolenie. W cyrku nie ma ludzi przypadkowych.

Przez większość roku jesteście w trasie. Jak się żyje przez tyle miesięcy w towarzystwie tych samych ludzi?

Nie ma problemów. W trasie jesteśmy jedną wielką rodziną. Nasi artyści zmieniają się co roku, ale ekipa techniczna jest stała. Ale nawet kiedy się rozstajemy, wciąż utrzymujemy ze sobą kontakty. Planujemy zorganizować w przyszłości zjazd naszych byłych pracowników, z których spora część pochodzi z innych krajów. Obecna ekipa też jest międzynarodowa – artyści pochodzą z Polski, Ukrainy i Rosji. Najważniejsze jest, żeby pracownika szanować, dbać o niego. My szanujemy naszych ludzi i dbamy o nich a oni odwdzięczają się dobrze wykonaną pracą.

Czy cyrk to przedsięwzięcie dochodowe?

To zależy. Ale jedno trzeba podkreślić. Cyrk to naprawdę ciężki kawałek chleba. Nie ma nic za darmo. Koszy utrzymania są bardzo duże – weźmy choćby pod uwagę samo paliwo, a poza tym jest także duża konkurencja. Do Polski przyjeżdżają cyrki z innych krajów, no a każdy chce zarobić. Do tego ciągłe kontrole … Dlatego to zajęcie dla prawdziwych pasjonatów. Poza tym człowiek prowadzi cygański tryb życia, nie ma czasu na wakacje czy życie prywatne. Wszystko poświęca cyrkowi. Cyrk dostarcza sporo śmiechu i radości, ale też wiąże się z dużym ryzykiem zawodowym. Ale publiczność wynagradza nasze trudy, piszą do nas dziękując za dobrą zabawę.

Prowadzicie Państwo razem cyrk. Czy wasze dzieci też są z nim związane?

Tak, obydwaj nasi synowie pracują razem z nami. Mamy nadzieję, że przejmą po nas schedę. Nawet nasza czteroletnia wnuczka Wiktoria, kocha arenę i być może też pójdzie w tym kierunku. Tak, że jesteśmy prawdziwie cyrkową rodziną.
A zatem zapraszamy wszystkich na przedstawienia jedynego cyrku z południa Polski. 

Dziękuje za rozmowę

rozmawiała Tatiana Biela

Brak komentarzy:

Archiwum bloga